Przez następne dni Olek obserwował
dom Tośki przez lornetkę.
Zauważył, że nikt już jej nie czyta
bajki.
Dzień po jego wizycie nie chciała
słuchać ani jak czyta jej mama, ani tata.
Chodził do szkoły, spotykał się z
kolegami, ale często myślami był zupełnie gdzie indziej. Cała
sprawa nie dawała mu spokoju.
Mimo wszystko na półrocze jego oceny
były bardzo dobre, a rodzice niczego nie zauważyli w zachowaniu
syna.
Gdy nadszedł sylwester Olek został
sam w domu. Rodzice wyszli do przyjaciół mieszkających parę ulic
dalej.
Siedział w pokoju, podgryzał małe
krakersy i obserwował dom Tośki, licząc że w sylwestra coś się
stanie, co będzie mógł zanotować.
Jednak jedyne co zaobserwował to to że
sześciolatka cały czas spędziła w swoim pokoju a gdy zaczęło
się puszczanie fajerwerków, wpatrywała się jak zahipnotyzowana
przez szybę w kolorowe światła.
Jej rodzina siedziała w salonie i
bawiła się w najlepsze.
Parę razy ktoś do niej zaszedł
jednak ona zawsze spokojnie kiwała głową w przeczącym geście.
Luty.
Tak długo oczekiwane ferie nareszcie
nadeszły.
Zima tym razem była porządna.
Olek ulepił ogromnego bałwana przed
domem razem z tatą.
Kiedy właśnie go dekorowali, zobaczył
sąsiadkę – mamę Tośki, idącą do domu z jakimś dużym
pudełkiem, które niosła tak ostrożnie jakby tam była bomba która
przy większym ruchu wybuchnie.
Na pudełku było logo jednej z
najlepszych cukierni przy osiedlu.
Olek pomyślał, że musiała kupić
jakieś dobre rzeczy.
Zaczął sobie przez chwilę wyobrażać
różne rodzaje szarlotki i jabłecznika polane lekko lukrem.
Z zamyślenia wyrwał go serdeczny głos
sąsiadki
- Dzień dobry! Czy to nowy członek
rodziny? Jaki elegancki! - Zaśmiała się życzliwie- Prawie! Jeszcze tylko go trzeba do końca wystroić. - Odpowiedział pogodnie tata Olka.
- Dzień dobry. - Powiedział ciszej Olek wyrwany z marzeń o szarlotce na ciepło z bitą śmietaną.
Gdy sąsiadka weszła do domu, Olek i
tata skończyli bałwana.
Porzucali się jeszcze chwilę
śnieżkami i wrócili do domu, by ogrzać się przy ciepłym
obiedzie, który przygotowywała z uśmiechem mama Olka.
Po obiedzie rodzice Olka wspólnie
zabrali się za zmywanie i cicho śmiejąc się o czymś między sobą
rozmawiali.
Spojrzał na nich zastanawiając się
co ich tak bawi, po czym wzruszył chudymi ramionami i poszedł do
swojego pokoju na codzienną inspekcje przez lornetkę domu Tośki.
Nic jednak nowego się nie działo,
więc usiadł na łóżku i zanurzył się w książce którą miał
jako lekturę na ferie. Była dosyć ciekawa.
Gdy Olek skończył czytać na dworze
było już ciemno.
Westchnął cicho zerkając w okno za
którym było czarno. Godzina 18, a tu jak w nocy.
Nie przepadał za zimą. Za szybko było
ciemno.
Przeciągną się lekko i postanowił
spojrzeć co dzieje się u Tośki.
Nie spodziewał się niczego wielkiego
jak zawsze.
Był ciekaw czy zjedli już te dobre
szarlotki które niosła mama Tośki. Był pewien, ze ciastem w
pudełku na pewno była szarlotka. Bo co niby innego?!
Usiadł na swoim obrotowym fotelu i
spojrzał przez lornetkę.
Był zaskoczony.
W salonie u sąsiadów paliło się
mocne światło.
Ojciec Tośki stał ubrany w kurtkę, a
matka rozmawiała właśnie z Tośką.
Jej wyraz twarzy z pełnego radości
powoli zmieniał się w lodową maskę.
Jej pyzowata zaróżowiona twarz powoli
traciła barwy i stawała się chłodna, blada.
Matka pokazywała jej to na kuchnię,
to na kuchenkę.
Tośka parę razy bez słowa
przytaknęła.
Matka musiała jej coś tłumaczyć.
Tylko co?
Kiedy skończyła, ucałowała córkę
w czoło, pogłaskała lekko jej włosy, po czym ubrała buty i
kurtkę i razem z ojcem Tośki wyszli.
Olek był zaskoczony, że zostawiają
ją bez opieki.
Obserwował dalej. Miał silne
przeczucie, że coś jest nie tak.
Tośka przez dłuższą chwilę stała
w bezruchu zwrócona w stronę drzwi. Wyglądała jak mały posąg.
Zimny, biały.
Po pewnym czasie ruszyła się powoli w
stronę drzwi. Poszła je zamknąć. Gdy wróciła do pokoju, miała
opuszczoną lekko głowę. Spojrzała niemrawo na pudełko stojące
na blacie w kuchni, po czym zaskakująco spojrzała prosto w oczy
Olka.
Zobaczył ja wyraźnie. Jej bladą
twarz.
Była przerażająca. Jej oczy stały
się ciemne, prawie stapiając się barwą z źrenicą a na
policzkach było widać naczynia krwionośne jakby skóra spod jej
oczu aż po brodę stała się delikatna i prawie przezroczysta jak
ryżowy papier.
Jej twarz nie miała wyrazu. Wyglądała
jak marmurowa maska.
Olek odskoczył od okna zrzucając na
podłogę niechcący lornetkę. Siłą powstrzymał się by nie
krzyknąć. To było jak zobaczyć na żywo postać z najgorszego
horroru.
Usiadł na łóżku i dyszał
wystraszony. Słyszał w uszach własne serce.
Cały czas przed oczyma widział jej
twarz. Jej ciemne prawie czarne oczy. Wyglądała tak jakby dawno
umarła, jakby jej dusza dawno uleciała, ale opuszczone ciało miało
jeszcze jakieś możliwości ruchu i mowy.
Była po prostu straszna.
Olek nigdy nie bał się horrorów.
Prawie nic go nie ruszało, ale Tośka... Ona była straszna.
Siedział przez chwilę i uspakajał
się.
Kiedy doszedł do siebie spojrzał na
swoją lornetkę.
Wiedział, że każdy dobry detektyw
mimo własnych lęków będzie dociekał prawdy.
Wziął głęboki wdech po czym
ponownie podszedł do okna i przysunął lornetkę by spojrzeć jak
wygląda sytuacja.
Pewien był że zastanie jakieś demony
wirujące po domu sąsiadów, z których jeden będzie miał twarz
Tośki.
Powoli przesuwał głowę w stronę
salonu który jako ostatni obserwował.
Nastawiał się na przerażające
rzeczy jednak gdy spojrzał znów przez okno w salon sąsiadów,
zastał słabsze oświetlenie w środku, ciszę i... pustkę. Nie
było tam nikogo.
Olek poczuł się zdezorientowany.
Przyjrzał się na szybko całemu domostwu, jednak wszędzie było
zgaszone światło.
Wrócił wzrokiem ponownie do salonu
oblanego półmrokiem. Nie było tam włączonej telewizji co
oznaczało, że Tośka nie ogląda bajek. Nie widział jej nigdzie.
Przyglądał się uważnie gdy nagle
przewróciło się wysokie krzesło stojące wcześniej przy małym
barze w kuchni.
Olek aż podskoczył. Zawziął się
jednak w sobie i wpatrywał się uważnie w salon i miejsce przy
krześle oczekując tego co je przewróciło.
Stał w ciszy czując, że coś zaraz
się wyłoni z mroku, gdy nagle do jego pokoju weszła mama wołając
go.
- Olku! - W tym momencie krzyknął
wystraszony i upuścił swoją lornetkę na stopy co spotęgowało
krzyknięcie.
Mama spojrzała uważnie na syna który
właśnie stał blady jak ściana i bąkał coś pod nosem masując
obolałą stopę.
Wzruszyła ramionami i zaczęła
- Mam sprawę do Ciebie synku. Jakąś
chwilę temu dostałam telefon od naszej sąsiadki, wiesz mamy Tosi.
Musiała dziś razem z mężem pilnie pojechać do pracy. Jakiś
ważny projekt mają czy coś w tym stylu co oznacza że musieli
zostawić córkę samą w domu. Co gorsza w urodziny. Biedaczynka.
Musi być jej przykro. Siódme urodziny i samotnie... - Nagle Olka
olśniło.
To było w pudełku! Tort. Dlatego
Tośka była taka smutna gdy wychodzili!
Wszystko zaczęło do niego docierać.
Było mu wręcz smutno. Wyobraził
sobie jak on sam by się czuł gdyby w jego urodziny zabrakło
rodziców. Okropne.
- Sąsiadka, zapytała mnie czy nie
wiem czy masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór. Dzwoniła do
swojej siostry czy nie zabrałaby do siebie Tosi, lub czy z nią by
nie została, jednak ta przyjedzie za około 3 godziny. Mieszka
półtory godziny stąd, ale musi jeszcze wrócić z pracy i
przyszykować się do nocowania u nich. - Kontynuowała mama.
Olek na nią spojrzał i nie dając jej
skończyć powiedział z pewnością w głosie
Tak. Pójdę posiedzę z nią, ale
musisz coś dla mnie zrobić mamo.
- Mianowicie? - Zapytała go mama,
patrząc na niego z typową matczyną podejrzliwością.- Proszę, zrób na szybko kartkę. No wiesz urodzinową. Ja nie umiem. - Przyznał ze smutkiem w głosie. - Ona ma urodziny wiesz... nic dla niej nie mam, a nie wyobrażam sobie dać jej czegoś co na przykład należy do mnie.
Mama spojrzała na niego w zamyśleniu
pokiwała głową, po czym poszła na dół.
Olek przez chwilę nie rozumiał o co
chodzi, po czym zaczął się pakować do plecaka licząc, że mama
jednak poszła zrobić dla niego kartkę.
Kiedy powoli już kończył ustalając
w myślach listę rzeczy, które ze sobą zabiera, do pokoju weszła
jego mama z lekko obsypaną brokatem kartkę w serduszka i motylki z
dużym tortem narysowanym na środku.
- Nie miałam pomysłu co by tu dać
więc zrobiłam na prędce taką prostą kartkę – Zaczęła się
tłumaczyć synowi
- Mamo, jest naprawdę fajna. -
Odpowiedział Olek podziwiając matkę za zdolność robienia czegoś
tak ładnego na szybko. - Teraz jeszcze się podpiszę i pójdę.
- Dobrze, w razie coś to przyjdź.
- Odpowiedziała opiekuńczo matka patrząc czujnie na syna
podpisującego zrobioną przez nią kartkę.
Zaraz po podpisaniu Olek pobiegł się
ubrać i poszedł szybko do sąsiadów.
Stanął na progu i w milczeniu
wstrzymał oddech, po czym wypuścił powietrze i zapukał, obawiając
się że drzwi zaraz lekko same się uchylą ze skrzypieniem.
Zamiast tego jednak, drzwi lekko się
uchyliły a zza nich wyłoniła się pyzowata, blada twarz Tosi
- Co chcesz? - Zapytała cicho.
Widział po jej oczach, że płakała.
Widział te smutne zielone i wielkie oczy.
- Chciałem Ci złożyć życzenia,
no i przyszedłem na twoje urodziny. - Powiedział łagodnie do
niej. - Mam też niespodziankę dla Ciebie co do podróży
niedźwiedzia na krze lodu.
- Ale on nie umrze prawda? -
Zapytała go lekko łamiącym się cichym głosem, który sprawił
że jeszcze bardziej było mu jej żal.
- Nie. - Odpowiedział jeszcze
bardziej łagodnie.
Chwilę później Tosia otworzyła mu
drzwi i wpuściła go.
Ku jego zaskoczeniu w salonie paliło
się normalne światło, krzesło stało na miejscu, a w centralnym
miejscu grała telewizja z powtórkami kreskówek i zapowiedzią
kaczuszki Mo Mo.
Olek uklęknął by rozwiązać buty.
Tosia usiadła na kanapie.
Przypatrywała mu się pochylając lekko głowę i rozsypując na
ramionach złoto rude włosy.
Niczym nie przypominała tego obrazu
który ujrzał zaraz po wyjściu jej rodziców.
Usiadł koło niej i uśmiechnął się
do niej.
Tośka odwróciła głowę w stronę
bajki. Akurat Mo Mo miała urodziny i był to odcinek gdzie było u
niej pełno gości.
Olek spojrzał na Tośkę. Wiedział,
że wkłada wiele trudu by nie rozpłakać się, choć i tak jak na
sześciolatkę takie zachowanie jest dziwne.
Przygarnął ją ramieniem do siebie.
Ku jego zaskoczeniu objęła go małymi
i ciepłymi rękoma. Poczuł jak jego koszulka robi się coraz
bardziej wilgotna.
Przytulił ją mocniej. Był dorosły,
a dorośli muszą być odpowiedzialni.
Chwilę później odsunął się nieco
i spojrzał na jej twarz.
Otarł jej łzy kciukiem i powiedział
- Hej! Czemu płaczesz? Masz dziś
urodziny! Pora świętować. Mam dla Ciebie prezent. - Powiedział i
poszedł po kartkę do plecaka.
Gdy szedł z nią było mu coraz
bardziej wstyd wiedząc, że jego mama napisała takim ładnym pismem
życzenia i wszystko wyrysowała a on niezdarnym, koślawym pismem
napisał coś od siebie.
Tosia otworzyła kartkę i poprosiła
go o przeczytanie
- Najlepszej małej kaczej
przyjaciółce, z okazji urodzin dużo zdrowia i pełno słodyczy
przesyła czasem marudny Olek. - Kiedy skończył czytać Tosia
cicho się zaśmiała i spojrzała na niego- A to co? - Wskazała palcem na parę nierównych i nieudanych kółek na przecinających się kreskach.
Olek poczuł się zażenowany ale jej
wytłumaczył
- To niedźwiedź. Ten na krze.
Wiesz... - Poczerwieniał, czując się beznadziejnym malarzem.
Nawet dziecko nie potrafiło skojarzyć co narysował- Wiem, wiem! Chciałam tylko, żebyś to powiedział. Dziękuję! - Powiedziała Tośka i mocno się do niego przytuliła.
Olek poczuł że jest z siebie dumny.
Pamiętał dobrze konflikt z Tośką.
Był zadowolony, że udało mu się z nią pogodzić.
Wciąż ją lubił.
Po za tym dzięki temu mógł na nowo
zdobywać o niej więcej informacji.
Po dłuższej chwili wstał i poszedł
po tort.
W szufladzie znalazł dwie małe
świeczki.
Niezdarnie je osadził w cieście i
zapalił.
Podszedł do Tosi z ciastem i poprosił
ją o zdmuchnięcie świeczek
- Tylko szybko, bo zaraz mi spadnie.
- Powiedział nie czując się pewnie z pudełkiem w rękach.
Tosia szybko zdmuchnęła świeczki.
Zjedli po małym kawałku ciasta, a
resztę wieczoru Tośka leżała z głową na jego kolanach i
słuchała bajki którą jej opowiadał.
W końcu usnęła.
Olek spojrzał na nią.
Była spokojna i cicha. Nie
przerażająca i groźna. Zwykła sześcio... siedmiolatka, poprawił
się w myślach i lekko się uśmiechnął.
Dałaby mu popalić gdyby usłyszała
jego przejęzyczenie w myślach.
Siedział tak z nią do czasu przyjazdu
jej ciotki.
Przewracał delikatnie jej rudawo złote
kosmyki oglądając bajki i pilnował by nie spadł z niej koc,
którym ją przykrył.
Ściągnął go z oparcia kanapy.
I tak spędził z nią jej urodziny.
Większość opowiadań blogowych jest taka zwykła, nudna. Jednak twój styl pisania ma to coś, co napędza do dalszego czytania
OdpowiedzUsuńDziękuję, takie słowa bardzo wiele znaczą ;) No i motywują do dalszego pisania ;)
UsuńCzytałam twój post z zapartym tchem!! Na prawdę świetnie to napisałaś!!♥♥
OdpowiedzUsuńBardzo się Cieszę, że ktoś się wciągnął, mam nadzieję, że jeśli będziesz kiedyś czytała kolejne części u mnie to się nie zawiedziesz ;)
UsuńJaka długa część, idealnie. Czekam na ciąg dalszy!!
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy, że wciąż pozostajesz z moją opowieścią ;)
UsuńUwielbiam "Cię" czytać. Pozdrowienia :*
OdpowiedzUsuńagnesssja.blogspot.com
Dzięki! :) Mam nadzieję że to się nie zmieni ;)
UsuńNo powiem Ci, że tak jak początek tej części mnie odrzucił (nie czytałam wcześniejszych) tak doczytałam do połowy i zacznę od pierwszej części. Super! :)
OdpowiedzUsuńMasz naprawdę lekkie pióro i przyjemnie się czyta to, co piszesz! Przede wszystkim dlatego, że używasz prostego, jasnego słownictwa, a mimo to działasz na wyobraźnię :) Koniecznie przeczytam resztę postów, żeby wiedzieć dokładnie o co chodzi :D I z pewnością będę tu zaglądać :)
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
Lina Nastya
http://lina-nastya.blogspot.com/2017/08/byam-modelka-inglota.html
Wiesz, fajnie piszesz i blog ma potencjał, ale z mojej strony bym radziła trochę popracować nad stroną wizualną, bo jest strasznie kolorowo i łatwo się tu zgubić :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://karina.stankowicz.pl
Wow! Bardzo ciekawa historia- zdecydowanie masz dryg i talent do pisania. Na dniach kiedy znajdę odrobinę więcej czasu z chęcią nadrobię inne wpisy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSuper wyszło!
OdpowiedzUsuńhttp://start-afire.blogspot.com/2017/08/4-miesiace-wakacji-mozna.html
Fajnie się czyta, trzymaj tak dalej. A tak w ogóle super blog.
OdpowiedzUsuńJakbyś miała czas to zapraszam również do mnie:
Tu kliknij :)