Wyrok sądu: Winny! czyli "Sprawa Chrystusa"

Cześć Kochani.
Za mną dwa miesiące na pierwszym roku studiów.
Okazało się że wcale nie mam tak wiele czasu jak oczekiwałam, ale dziś nie o tym.
Miałam okazję być dziś w kinie co bardzo lubię.
Towarzyszyła mi dziś mama.
Pierwsze pytanie mogące się nasuwać brzmi: No dobra ale czemu akurat ten film? Serio nie grają nic lepszego?
Zwiastun filmu jeszcze po angielsku zobaczyłam jako pierwsza.
Jako z lekka fanka różnych kontrowersyjnych filmów (kontrowersyjność można różnie pokazać) opowiedziałam mamie o zwiastunie i że pewnie film niedługo będzie w kinach.
W miarę jak chęć mojej mamy rosła by zobaczyć ten film mnie jakoś opadał.
W kinach pojawiały się ciekawsze filmy które chciałabym zobaczyć jak na przykład "Najlepszy".
Dziś rano mama ponowiła parę razy zadawane mi pytanie : Może pójdziemy na ten film?
Zaczęłam więc sprawdzać godziny seansów i patrząc jak ich nie wiele wzruszyłam ramionami, bo zanim poszłam na ten film to był on raczej gdzieś daleko na liście filmów które chciałabym zobaczyć, a przed nim było wiele zapewne fajnych filmów.
Zdecydowałyśmy jednak że pójdziemy na 15.
(Tu zaczyna się właściwie recenzja)
Idąc na ten film nie spodziewałam się że wzbudzi on tak wiele we mnie emocji i że wyjdę z niego lekko oszołomiona jakbym oberwała obuchem.
Wszystko było jasne właściwie o czym film będzie i nikogo nie dziwił aspekt wiary i nie wiary w nim. Ostatecznie nie bez powodu nazywa się "Sprawa Chrystusa".
Film po części jest w stylu "Bóg nie umarł". Kto widział ten wie o co chodzi. Jednak tu Chrystus ani jego zwolennicy nie stają przed sądem.
Głównym bohaterem właściwie jest Lee Strobel.
Lee ma żonę, którą kocha nad życie, córkę i  nowo narodzonego synka. Posiada dobrze płatną pracę dziennikarza w dziale prawnym. Jest w niej względnie szanowany.
Jednym słowem idealnie. Życie o którym większość ludzi marzy. Rodzina, dobra praca, względny szacunek u ludzi.
Jest tylko jeden problem. Lee jest ateistą. Zagorzałym zwolennikiem teorii "wierz w to co jest udowodnione".
Wszystko zaczyna się gdy córka głównego bohatera zaczyna się dławić gumą w jednej z małych restauracji gdzie Lee i jego jeszcze ciężarna żona spożywają obiad.
Dziecko ratuje pewna pielęgniarka ze szpitala "miłosierdzia".
Wszystko było by pewnie jak zwykle gdyby nie padające z jej ust "Miało mnie tu dziś nie być. Chcieliśmy z mężem wybrać się do innej restauracji ale coś kazało mi tu przyjść. To Jezus."
Lee jako prawidłowy ateista zbywa jej słowa uśmiechem i ogromną wdzięcznością za życie córki, jednak w jego żonie słowa pielęgniarki jakby padły na dobry grunt i zaczęły kiełkować.
Po czasie jego żona przechodzi na wiarę chrześcijańską gdzie za jej przykładem krok w krok drepcze córka.
To tu właśnie zaczyna się największa walka jaką przychodzi stoczyć Lee. Udowodnić żonie że wierzy w bzdurę. W bujdy na resorach.
Jeden z kolegów w pracy będący chrześcijaninem rzuca Lee pomysł w jaki może udowodnić że cała wiara nie ma sensu a Bóg to jedynie bajka dla dzieci.
Sugeruje mu "wytoczenie" procesu Jezusowi i udowodnienie mu że Jego zmartwychwstanie które jest podstawą wiary to kompletna bzdura i nic nigdy takiego miejsca nie miało.
Lee jako znakomity dziennikarz w dziale prawnym i osoba uczona po prawie jest przekonany o łatwości swojego zadania jednak czy na pewno to takie proste? Czy sam Jezus po przez wiernych nie będzie się bronił?
Co do tego ma człowiek którego posądzono o postrzelenie policjanta? Co powiedzą wielcy sceptycy wiary a co powiedzą profesorowie wielu dziedzin nauki o własnej wierze?
Z tymi pytaniami Was zostawię.
Wielkim błędem byłby spoiler tego filmu.
Osobiście jak pewnie niektórzy odwiedzający mojego bloga wiedzą, jestem wierzącą osobą, ale uważam, że ten film powinien zobaczyć każdy.
Dlaczego?
Nie mam tu na celu na siłę nawracać ludzi. Nie mnie to czynić. Zwyczajnie uważam że warto ponieważ film ten po za przekazem religijnym ma również wiele życiowych prawd do przekazania.
Warto zmierzyć się z argumentami za wiarą, by zapytać siebie czy i ona/on dałby radę przejść przez tak wielką próbę wiary którą przeszła żona głównego bohatera.
 Można też sprawdzić własne teorie. Każdy nie wierzący ma jakiś powód. Boga nie ma, to bajka dla dzieciaków, gdzie był Bóg gdy bliska mi osoba odeszła. To tylko niektóre powody. Ten film w pewnym sensie stawia trochę odpowiedzi. Sam proces Chrystusa jest walką ja konta On. Gdzie oskarżycielem jesteś Ty sam a oskarżonym nie kto inny jak Bóg. Warto zobaczyć ten film by sprawdzić samego siebie "a może ja też mam pytania?" "Może też miałbym z czego wytoczyć Mu taki proces?"
Jeszcze jednym plusem dla którego bez wyjątku polecam wszystkim zobaczenie tego filmu jest ukazanie ważnych wartości o których nie rzadko dziś się zapomina. Co znaczy najprawdziwsze "i nie opuszczę cię aż do śmierci", co znaczy walka o rodzinę o męża, co znaczy ojciec i jego brak.
Film jest również naszpikowany psychologią, wiedzą medyczną, filozofią i wieloma zagadnieniami jak i symboliką.
Parę faktów:
Tytuł filmu to tytuł prawdziwej książki napisanej przez realnego Lee Strobela.
Całość oparta jest na jego biografii i na zdarzeniach z jego życia i jego rodziny.
A czy Wy już go widzieliście? Wybieracie się? Jakie są Wasze opinie?
Piszcie ;)




Komentarze