Nie jestem tylko okładką - cz. 1

Lipiec. Ciepły przyjemny wiatr koi lekko zmęczonych ale zrelaksowanych weekendowym upałem ludzi. Spokojne po południe na spacerze brzegiem morza. Z jednej strony bezkresne wody stykające się horyzontem z błękitem bezchmurnego nieba, z drugiej zaś plaża przechodząca w niezbyt gęsty i szeroki lasek iglasty, gdzie nie rzadko ekstrawaganccy turyści mieli zwyczaj oddalić się za potrzebą zamiast skorzystać z ustawionej przy piaszczystej ścieżce między jedną częścią lasku a drugą, toalety. Doskonale wyciszona plaża od nie aż tak oddalonego ulicznego życia. Stan osobowy jak w każdą tak ciepłą sobotę. Tłumy. 
- no chodź! Idziemy na plażę nie będziemy cały dzień tkwić w domu! - melodyjny głos mamy rozbrzmiał echem w domu.
 - a obiecasz mi że będę mógł pograć w piłkę na plaży? Z kumplami? - w odpowiedzi z piętra dochodzi pół basowy subtelny pomruk niezadowolenia. 
 - tak tylko się pospiesz. Mieszkamy 4 minuty od plaży a wybieramy się jak na wyprawę życia
 -No już. Ech... dobra... -kolejny pomruk niezadowolenia. Niezbyt pośpieszne kroki obijające się echem po domu.
 Noga za nogą ze schodka na schodek zwleka się nieszczęśliwy. Typowy nastolatek w jego wieku. Wszystko nie jest po jego myśli do tego ten dupek Damian przystawia się do dziewczyny jego marzeń. No ale mama tego nie rozumie i zawsze kwituje problemy tym samym denerwującym tekstem "takie problemy to nie problemy a jak nie ta to inna. Jesteś jeszcze taki młody synku". Nic bardziej denerwującego kiedy wali się życie! 
 - no w końcu! - powiedział z przekąsem ojciec ale zaraz po chwili uśmiechnął się i klepnął syna w plecy. Wyszli spokojnie i niespiesznie. Gdy ojciec siłował się z zamkiem w drzwiach mama jak na troskliwą kobietę przystało zaraz wyciągnęła z torebki krem z filtrem i nasmarowała synowi twarz pamiętając ostatnie wakacje gdy spieczonemu na czerwono przez dwa tygodnie odchodziła skóra z nosa i policzków. Po niewielkiej pielęgnacji pocałowała go w czoło i razem wszyscy troje ruszyli swoją spokojną osiedlową ulicą między domkami z dużymi zielonymi ogrodami. Szli spokojnie rozmawiając o zwyczajnych dla siebie sprawach. Praca taty, co na obiad, imieniny wujka we wtorek itp. Skręcili w prawo wychodząc uliczką między dwoma sporymi blokami. Przeszli spokojnie przez dwukierunkową ruchliwą ulicę i ruszyli przez chodnik na piaszczystą wydeptaną drogę między lekko przerzedzonym iglastym laskiem prosto na plażę. Rodzice szli pod rękę we dwoje na przedzie rozmawiając o swoich sprawach nie zauważając pogrążonego w myślach syna idącego po piachu za nimi. Był zadowolony z życia. Miał dom, swój pokój o którym jego koledzy mogli pomarzyć. Spokojną okolicę miłe osiedle ze wspaniałymi sąsiadami. 5 minut do plaży. Całkiem wygodne życie. Nie spodziewał się jak bardzo się myli wierząc że zostanie tak na zawsze.

Komentarze

Prześlij komentarz