Oderwani cz.5



Cześć!
Wróciłam z bardzo długiej nieobecności. Miałam pełno spraw do załatwienia a ponad to jeszcze zbliża się koniec roku szkolnego więc dobrze by było pouczyć się do sprawdzianów. Wykorzystałam dziś chwilkę jaką miałam i napisałam kolejną część opowiadania. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i liczę, że będę już częściej. Zapraszam!

Wiosna była już w całkiem zaawansowanym stadium. Było ciepło i słonecznie. Drzewa pokryła żywa zieleń i miliony barw dojrzałych i dużych kwiatów. W powietrzu czuło się nadchodzące lato, które prawie krzyczało "już prawie jestem!" przez  ptasie śpiewy o 5 rano, lekki wiaterek unoszący zapachy kwiatów zmieszane z codziennym zapachem kawy Pani Kruszwickiej i odgłosem rozmów zlewających się w jeden pomruk.
Pani Kruszwicka od rana krzątała się po domu. To tu to tam, to wychodziła do sklepu i wracała z coraz większą torbą na kółeczkach, którą zawsze ze sobą zabierała tłumacząc, że na rynku obowiązuje taka moda, a nie jak w tych wszystkich dużych sklepach gdzie dostaje się plastikową siateczkę na 20 kilo zakupów.
Całe to krzątanie nie było bez przyczyny. Dziś po długiej nieobecności przychodził Edek. Co więcej, najdalej za 2 tygodnie miał się wprowadzać do mieszkania w kamienicy po zmarłym na raka Panu Iwanowiczu.
Biedny zdążył już wysłuchać niestworzonych historii Pani Bławackiej o tym, że tak na prawdę Iwanowicz dawał sobie w żyłę i dlatego dostał raka bo nie odkażał kilkakrotnie używanej igły.
Edek zbywał historie Pani Bławackiej lekkimi pomrukami, bo wiedział że nic go nie zniechęci do przeprowadzenia się tam. Widział w tym plusy. Mógł częściej odwiedzać Panią Kruszwicką, miał lepszy dojazd na uczelnię do której dostał się i od października miał zaczynać rok. Ponad to po prostu lubił to znajome podwórko i ludzi, którzy go znali a on ich.
Gdy Pani Kruszwicka parzyła właśnie świeżo kupioną kawę, rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Ojej! To już?! - Mruknęła staruszka patrząc na stary zegar z kukułką na ścianie - Mhm... faktycznie już trzecia. Kto by pomyślał, że od lekarza też można być takim punktualnym.
Staruszka zdjęła z wprawą rondelek z ognia i ruszyła by otworzyć drzwi. Kilka trzasków otwieranych zamków i drzwi się uchyliły.
-A któż to?! To Ty Edziu? - Zapytała zaskoczona staruszka.
- A Któż by inny? - Odpowiedział z uśmiechem Edek i wręczył Pani Kruszwickiej całkiem spory bukiet gerberów, za którymi kobieta przepadała.
-Nie poznałabym Cię. Zmieniłeś się. Kto by pomyślał, przecież to tylko dwa miesiące minęły! - Mówiła rozemocjonowana kobieta.
Faktycznie, Edek się zmienił. Z przeciętnego wzrostu, zgarbionego chłopaka zmienił się w wyprostowanego postawnego i wysokiego młodego mężczyznę. Zmienił również uczesanie włosów, które jako jeden z niewielu elementów jego wyglądu się nie zmienił. Dalej były blond i nieidealnie proste. Twarz Edka stanowczo wydoroślała, kości policzkowe i szczęki były teraz wyraźnie zarysowane. Miał porządnie umięśnione i całkiem szerokie ramiona, choć mimo wszystko dalej pozostawał szczupłym chłopakiem marszczącym piegowaty nos przy każdym uśmiechu.
- Przesadzasz! Zawsze taki byłem, po prostu trochę mnie nie widziałaś dlatego teraz rzuciły ci się w oczy te wszystkie rzeczy. Jedyne co się zmieniło to moja postawa. Ta operacja dużo mi dała - Opowiadał Edek przechodząc z przedpokoju do kuchni i zasiadając przy niewielkim stoliczku.
-A może i tak Edziu. Może i tak. - Odpowiedziała Pani Kruszwicka i nalała mu kawy. - A dużą będziesz miał tę bliznę? - zapytała siadając przed nim.
-Całkiem sporą. Od szyi do połowy pleców, ale... co tam! Ważne że jest już dobrze - Odpowiedział entuzjastycznie Edek upijając łyk kawy. To było to czego mu te dwa miesiące brakowało. Kawa jego przyjaciółki.
-A karmili cie tam dobrze?
-Jasne! Nie widać? Nawet miałem coś więcej po za rehabilitacjami, więc dzięki jedzeniu i ćwiczeniom tak wyglądam! - Chwalił się Edek
-Ej tam Edziu! Dla mnie to ty zawsze będziesz tym zgarbionym chłopaczkiem co sprzątał nasze podwórze. - Odpowiedziała spokojnie Pani Kruszwicka opierając się wygodnie o stół i popijając kawy.

Komentarze